Weekend w Toskanii to marzenie wielu osób. Ten region Włoch kojarzy się z pagórkami, winnicami i czarującymi starymi miastami. Toskania to również dobre wino, jedzenie, fajne widoki i zdaniem odwiedzających – niesamowita magiczna atmosfera. Nic więc dziwnego, że Toskania przyciąga wielu turystów. Niektorzy wpadają na dlużej, a niektórzy tylko z krótką wizytą.
Toskania to region z kapryśną pogodą, zwłaszcza wiosną i jesienią, co potafi pokrzyżować plany zwiedzania tego atrakcyjnego regionu. Właśnie to nas spotkało, więc musieliśmy zmienić nasze pomysły na Toskanię. Tutaj przeczytacie, zo zobaczyliśmy w pierwsze dwa dni w Toskanii. A co robiliśmy w pozostałe dwa dni gdy z nieba lala się woda? O tym poniżej.
Weekend w Toskanii : Abbazia and Eremeo di San Galgano i Monteriggioni.
Nigdy niedokończone opactwo i pustelnia w San Galgano znajduje się ok. 30 km od Sieny; dojeżdzając na miejsce nie sposób nie zauważyć z daleka imponujących pozostałości klasztoru. Wznoszony instensywnie przez mniej więcej 70 lat tj. od 1218 do 1288 w stylu gotyckim budynek od XIV zaczął podupadać, do czego przyczyniły się również szalejące w okolicach głód i zaraza. W międzyczasie Cystersi, którzy mieli być mieszkańcami klasztoru nawiązali bliskie stosunki z Sieną, wypięli sie na miejscową społeczność i w końcu przenieśli się do Sieny. Pozostawiony sam sobie klasztor zaczął się psuć: niektóre części opactwa zawaliły się i klasztor został malowniczą ruiną.
Opactwo jest objęte planem badań i rekonstrukcji; stopniowo wszystkie zamknięte dotychczas pomieszczenia będą udostępniane do zwiedzania. Obecnie możemy podziwiać skryptorium, czyli pomieszczenie pracy mnichów, kapitularz, pozostałości krużganka oraz wnętrze kościoła. Bilet do opactwa i pustelni to koszt 5 euro. Samochód można zaparkować za darmo na dużym parkingu, który znajduje się o 500-600m od zakonu. Bardzo ładne ruiny, od czasu do czasu wykorzystywane w filmach i do koncertów, są moim zdaniem warte odwiedzenia. W takich miejscach zawsze jestem pod wrażeniem talentu budowniczych i żałuję, że ludzie tracą zdolności manualne.
Pustelnia Montesiepi.
Spędzając weekend w Toskanii trudno pominąć o 100 lat starszą od opactwa Pustelnię Montesiepi. Znajduje się ona niedaleko klasztoru, górcen na którą trzeba się wdrapać leśną ścieżką.
Z pustelnia związana jest legenda, a właściwie nie legenda, bo historia oparta na udowodnionych faktach historycznych, i jak wierzą Włosi, równie fascynjąca jak historia Króla Artura i jego Ekskalibura. Św Galgano Guidotti, bohater owej historii, zanim został swiętym, był rycerzem – hulaką. Odmieniło mu się po śmierci ojca; około 30-letniemu Galgano w śnie ukazał się św. Michał Archanioł. Pod wpływem Archanioła rycerz-hulaka postanowił wywrócić do góry nogami swoje życie; przy okazji tej radykalnej zmiany świętości stały się nieodłącznym elementem jego snów, również tych na jawie.
Któregoś razu ukazał się mu boski posłaniec, który zaprowadził go na pobliskie wzgórze Montesiepi. Tam Galgano spotkał Dwunastu Apostołów, sugerujących, że najlepszym sposobem na radykalną zmianę życia będzie zostanie pustelnikiem i zbudowanie domu na chwałę Boga, Maryi Dziewicy i apostołów. Hm, historia brzmi, jakby ex-rycerz sporo wciągał.
W każdym razie Galgano uznał perspektywę życia w odosobnieniu za kuszącą i rozpopcząl poszukiwania miejsca na pustelnię. A że człowiek, która spotyka Apostołów nie może tak sobie po prostu znaleźć godnego miejsca na samotnię, bo to by było za proste, miejsce wybrał jego koń. Koń-wizjoner zaprowadził Galgano do Montesiepi, uparcie stanął w miejscu i nie chciał się ruszyć. Galgano uznał wybór upartego konia za doświadczenie mistyczne i od tego momentu stał się pustelnikiem.
Jako znak wyrzeczenia się dawnego życia wbił swój miecz rycerski w ziemię, przywołując w ten sposób krzyż Chrystusa. Pogłoski o nowym pustelniku szybko rozeszły się po okolicy i do Montesiepi zaczęli przybywać pielgrzymi prosząc o modlitwy i cuda. Któregoś dnia, gdy Galgano był nieobecny, ktoś złamał miecz, więc Galgano umieścił go w solidniejszej podstawie: w głazie Montesiepi, tym samym, w którym stoi teraz.Dziś miecz jest chroniony szklaną pokrywą.
W okrągłym budynku pustelnii znajduje sie sklep, w którym mozna zakupić robione ręcznie lokalne produkty. Mają tam dobre herbatki.
Frosini
Po drodze do opactwa natknęliśmy się na zabudowania na górce; to mini-miejscowość Frosini, w której w 2001 roku mieszkało 45 osób. Ile mieszka tam obecnie – nie wiem, ale chyba mniej. To naprawdę małe miejsce jest stare, bo pierwsze wzmianki o frosilińskim zamku pojawiły się w 1004r. Poza resztkami zamku Frosini liczy kilkanaście fajnych kamiennych budynków, studni, ogród, pomnik i zamknięty kościół. Wg miejscowej legendy objawił się tam duch zapowiadający epidemię dżumy w XIV wieku. W ciągu kilku miesięcy od jego wizyty wszyscy paskudni mieszkańcy zamku zmarli; epidemia nie oszczędziła rownież mniej niedobrych mieszkańców sąsiednich wiosek. Tylko jeden człowiek przeżył zarazę; na kilka lat schował się on w twierdzy, unikając w ten sposób zarażenia.
W miejscowości są dwa hotele, więc nawet przy tak niewielkich rozmiarach Frosini zdaje się przyciągać turystów i może być całkiem fajną bazą wypadową na weekend w Toskanii. Urocza, bardzo toskańska, bardzo spokojna miejscowość na pewno pozwoli oderwać się od codziennego zgiełku.
Monteriggioni i Colle di Val d’Esa
Kolejnym miejsce odwiedzonym przez nas w weekend w Toskanii było Monteriggioni – bardzo ładnie wyglądające z daleka borgo. 'Odwiedzonym’ to za duże słowo; 'wpadliśmy’ brzmi lepiej, bo wizyta w nim zajęla nam 10 min. Polecane (w internecie) jako niezywkle, Monrerriggioni moim zdaniem nie jest niezwykłe. Borgo jak borgo, widziałam znacznie bardziej interesujące, więc to mogliśmy sobie spokojnie darować.
Kierując się w stronę kolejnego miejsca do odwiedzenia zobaczyliśmy po drodze mury. Zatrzymaliśmy się, żeby zobaczyć, co się za nimi kryje. Kryje się Colle di Val d’Elsa – bardzo ładne miasto z długą ulicą prowadzącą od głównej bramy do starego miasta. Nowsza część jest położona niżej. Colle di Val d’Elsa w średniowieczu było polem niekończących się walk pomiędzy zwolennikami papieża i zwolennikami cesarza. Żeby uniknąć ciągłych najazdów, miasto zafundowało sobie fortyfikacje, które witają zwiedzających stare miasto. Colle di Val d’Elsa poza imponującymi murami może pochwalić się produkcją krysztalów i szlachetnego szkła. Z braku czasu po kilkunastominutowym spacerze wróciliśmy do samochodu. Niemniej jednak Calle di Vak d’Elsa zamierzam dokładniej obejrzeć przy okazji następnej wizyty na weekend w Toskanii.
Florencja
Florencja jest na ogół punktem obowiązkowym na weekend w Toskanii. My nie mieliśmy jej w planach, bo już tam byłam, a poza tym nie lubię tłumu turystów. Ale że pogoda skasowała rafting i Florencja była jedynym miejscem, w którym tego popołudnia nie lało, odwiedziliśmy miasto-wizytówkę Toskanii. Florencja to ponoć najbardziej zachwycające miasto Włoch. Rzeczywiście, panorama złożona z ceglastego koloru dachów, górujących nad nimi wieżami i kopułami kościołów i rzeki jest piękna. Florencja ma dużo cudownych budynków; ja lubię architekturę. Natomiast ogólnie to miasto nie wzbudza mojego entuzjazmu, moim zdaniem bardziej snobistyczna i mniej turystyczna Siena jest ładniejsza. Mimo to uważam, że absolutnie warto Florencję odwiedzić.
Jako że Florencja jest bardzo znana, to nie będę się o niej rozpisywać.
Miasto poza licznymi zabytkami ponoć też oferuje najwyższej jakości stekowe restauracje. Toskania w ogóle uchodzi za jeden z regionów, gdzie mięso jest najlepsze. Albo i za najlepsze, zależy kogo spytać. Jako była wegetarianka wciąż unikam mięsa, ale tym razem postanowilam spróbować, czy mięso w ogóle mi smakuje. Wybralismy poleconą przez jednego z tubylców Trattoria Dalloste i za jego radą na nas dwoje zamówilśmy stek ważący 1kg 300g. Do tego wino i sałatę, za co zapłaciliśmy 160 euro, czyli raczej sporo. Zjadłam niewielki kawałek z mojej porcji i nie mam pojęcia, czy stek był dobry.
Nie mam odniesienia, bo przez ponad 25 lat nie jadłam zwierząt i po prostu nie wiem, jak smakuje dobre mięso i czy to co serwuje trattoria jest pyszne. Mi nie smakowało. To nie znaczy, że jedzenie było niedobre, to znaczy, że ja nie lubię mięsa. Powołam się więc na opinię Mauro, który twierdzi, że stek był wyśmienity i nie trzeba go było przeżuwać, jak to bywa z wołowiną. Jego zdaniem jeżeli chcecie spędzić nieco pieniędzy na stek, to trattoria jest dobrym miejscem na kolację w weekend w Toskanii.
Co jeszcze zobaczyć w Toskanii: Volterra
Planując dłuższą wizytę, czy może tylko weekend w Toskanii, uwzgędnijcie w planach Volterrę leżąca w prowincji Pisa. To malownicze miasto z bardzo długą, bo zaczynającą się od Etrusków historią. I bardzo atmosferyczna, bardzo toskańska miejscowość. Miasto ma dość specyficzny układ urbanistyczny, który przypomina o jego etruskich korzeniach. Wciąż można zobaczyć część majestatycznych murów obronnych z V-IV wieku p.n.e. Porta dell’Arco i Porta Diana, dwie bramy wjazdowe do miasta to część murów obronnych. Volterra ma też swój Akropol, na którym znajduje się kilka budynków i fundamenty dwóch starożytnych świątyń. I oczywiście Volterra obfituje w liczne pozostałości rzymskie.
Z głównego placu miasta prowadzą liczne uliczki zachęcające do powolnego spaceru. Ja niestety mam tendencje do szybkiego chodzenia, ale czasem zwalniam i wtedy dostrzegam a to ładne drzwi, a to dziwną roślinkę, a to psa, który udaje martwego, po to, żeby nie iść do domu…
Volterra, podobnie jak Lucca, to idealne miejsce do nieśpiesznego napawania się niepowtarzalnym toskańskim klimatem. Idąc noga za nogą dopełzliśmy do punktu widokowego nad morzem. Przy dobrej pogodzie widać stamtąd np. Korsykę. Nam pogoda w ten weekend w Toskani absolutnie nie sprzyjała.
Kolację postanowilśmy zjeść w Osteria La Pace przy fortecy obecnie zamienionej w więzienie. Nie sprawdzam opinii na Tripadvisor, Mauro robi to namiętnie i wyszło na to, że restauracja jest super. Grube spaghetti było ok, moje z pomidorami, Mauro z sosem z mięsa dzika. Drugie danie składało się z mięsa z czymś (to Mauro) i ravioli w sosie truflowym. I nie było ok. Mięso Mauro musiał solidnie przeżuwać, a sos w moim daniu był zrobiony z rozgotowanego trufla o smaku skarpetki. Trufle lubię, ale gotowane uważam za niezjadliwe. Mieliśmy też sałatę i wino; zapłaciliśmy cos ok. 80 euro. Oczywiście każdy ma inny gust, przy sąsiednim stoliku siedziała grupa polskich turystów zachwycająca się jedzeniem; nam drugie danie nie smakowało.
Ascoli Piceno w Marche.
Na zakończenie toskańskich wakacji wpadliśmy do Ascoli; jeżeli dobrze liczę, to była moja 4 wizyta w tym mieście. Krótka tym razem, bo tylko po lunch i lody.
Kto nie ma włoskiego partnera, ten nie może sobie wyobrazić, ile trwa znalezienie miejsca do jedzenia, bo Mauro nie może tak po prostu zjeść w pierwszej z brzegu restauracji. Musi porównać menu z 20 okolicznych, przeczytać opinie, nie może być to miejsce turystyczne itp. Być może inni Włosi nie są tak upierdliwi jeżeli chodzi o żywność, ale śmiem wątpić. Oni tak po prostu mają. I kiedy w końcu znajdziemy odpowiednią restauracje, to bardzo często jest już za późno na lunch, bo kuchnia jest zamknięta. Tak było i tym razem. Udaliśmy się więc do Migliore Olive; byliśmy tam 2 lata temu. Jadłodajnia/oliwkarnia jest w centrum.
Ascoli Piceno specjalizuje się w oliwkach. To miejscowy przysmak, więc każdy je je faszerowane czym się da. W Migliore można więc kupić oliwki, ale można też tam zjeść inne rzeczy. Ostatnim razem mieliśmy super mix oliwek, ravioli i coś tam jeszcze. Było tanio i smacznie. Teraz było już tylko tanio, chociaż nie aż tak tanio i niesmacznie. Oliwki są tam wciąż bardzo dobre, ale pasta z grzybami i gnocchi z szałwią były wstrętne.
Jeżeli ktoś uważa, że w Italii nie ma paskudnego jedzenia, to niech się uda do Migliore Olive i zamówi danie z karty. Albo do Sieny, niestety nazwy restauracji nie pamietam.
Spacer po Ascoli zakończył 4-dniowy weekend w Toskanii. Najbardziej podobały mi się Volterra i Lucca i gdybym nigdy w Toskanii nie była, to tak wyobraziłabym sobie ten region. Jeżli naprawdę chcecie poczuć Toskanię, to moim zdaniem te dwa miasta będą najlepszymi miejscami do wdychania toskańskiego klimatu.