Toskania na weekend to bardzo fajny pomysł na krótki wypad do Włoch. Toskania jest powszechnie uważana za najpiękniejszy region Włoch. Czy słusznie? Moim zdaniem można dyskutować, (jestem fanką Abruzzo) ale niewątpliwie jest to piękna, atmosferyczna i zawsze pełna turystów, kraina.
Na 4 aktywne dni mieliśmy w planach rafting, wspinanie się po linkach w górach, przechodzenie na linach przez rzekę, ale pogoda zmieniła nasze plany na bardziej leniwe. A że nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania, więc zamiast podziwiać naturę i skakać po sznurach, w towarzystwie deszczu zwiedzaliśmy toskańskie miasta i miasteczka: Pistoia, Lucca, Pisa, Abbazia and Eremeo di San Galgano, Monteriggioni, Colle di Vak d’Elsa, Volterra, Florencja, Parco Fluviale Alta Val D’Esa. Poza tym wpadliśmy z krótką wizytą do Ascoli Piceno w Marche.
Pierwszy przystanek: Rasiglia w Umbrii.
Toskania na weekend jest super, ale Umbria jest też pięknym regionem. Dlatego też po drodze wskoczyliśmy na kilka godzin do miasteczka Rasiglia w Umbrii właśnie. Niewielka, bo licząca zaledwie 60 domów i 40 mieszkańców wioska, jest nazywana Małą Wenecją, co jest moim zdaniem głupie. Wybitnie nie lubię porównywania mniej znanych miejsc do tych sławnych. Niemniej jednak otoczona górami Fogliano, Rasigla została w średniowieczu zbudowana na wodzie. A że średniowieczne budownictwo oznacza kamienne domki i wąskie uliczki, to bardzo chciałam zobaczyć to miniaturowe miasteczko.
W Rasiglii domy zbudowano z lokalnej skały, i na niektórych powieszono mnóstwo kwiatków i roślinek. I to wszystko jest przeplatane małymi drewnianymi mostkami, pod którymi płyną rwące strumienie i z których można podziwiać malownicze wodospady. Urocze miejsce.
Mimo, że mała, miejscowość w dawnych czasach odgrywała ważną rolę w handlu i wymianą między miastami wzdłuż wybrzeża Morza Adriatyckiego a Rzymem. Kiedy się to skończyło, w Rasiglii postawiono na rolnictwo i rzemiosło. Tamtejsi rękodzielnicy speacjalizowali się w wytwarzaniu cennych tkanin.
Mając długą historię, dla pasjonatów Rasiglia oferuje kilka zabytków, np. kamienny Most Rzymski z III wieku p.n.e., stojącą w centrum starożytną fontannę, ruiny zamku i młyn wodny Rocchetta. Ten ostatni został został odrestaurowany; znajduje się w nim warsztat, w którym przechowywane są ręcznie robione przedmioty. Można je obejrzeć. Inną ciekawą atrakcją jest pralnia, w której lata temu pracowały kobiety, piorąc i farbując tkaniny.
Zmęczony zwiedzaniem turysta ma do wyboru zaskakująco dużo jak na tak miejsce restauracji, barów i bud z jedzeniem. Lokalna kuchnia to kiełbaski z wieprzowiny i capocollo, czarne trufle i robione z migdałami i orzechami włoskimi desery.
Gdzie zjeść w Rasiglii.
Postanowiliśmy wypróbować lokalny biznes Fattoria Monte Puro, czyli rodzinne gospodarstwo rolne produkującego sery, wędliny i jogurty.
Rodzina prowadzi mały sklep, a może lepiej nazwać to degustatornią/jadalnią ze stolikami na zewnątrz. I tam zjedliśmy lunch składający się z sera, ricotty, wędlin, jogurtu i piwa. Z tzw. żołtych/twardych serów gospodarstwo sprzedaje robione z owczego mleka pecorino, którego, gdy jest swieży, nie lubię, bo jest mdły. Moim zdaniem pecorino dopiero nabiera smaku, gdy podojrzewa kilka miesięcy i staje się ostre. Taki bardzo lubię. Mogę również zjeść swieże pecorino, z dodatkami smakowymi jak np. trufle, cebula czy zioła. I takie właśnie sery można w małym sklepie dostać.
Wędlinę i sery kupuje się na plasterki; my zamówiliśmy po plasterku wędlin (ja nie jadam takowych rzeczy) i po dwa plasterki 5 rożno-smakowych pecorino. Do tego przy kasie dostaliśmy paskudny chleb. Chleb na północy Włoch nie zawiera soli, a tym samym nie ma smaku. Wzięliśmy również po jogurcie na głowę i butelkę piwa. Zapłaciliśmy 34 euro. I czuliśmy się najedzeni; nie opchani, po prostu ok. Poza tym dali nam też tam plastikową butelkę do nabrania z fontanny wody do picia.
Rasigilia to taki troche malowniczy skansen, w którym można zatrzymać na dłużej niż kilka godzin, bo dookoła jest dużo pieszych szklaków. Mi jednak wystarczyła krótka, kilkugodzinna wizyta. Prawie zapomniałam: region słynie z produkcji roślin strączkowych, więc jak chcecie kupić naprawdę dobrą cieciorkę, fasolę, czy soczewicę, to tam.
A potem pojechaliśmy do naszej 4-dniowej bazy, czyli Pistoii, gdzie rozpoczęliśmy naszą przygodę pt. Toskania na weekend. Wieczorem zwiedziliśmy miasto; było pusto. Być może z powodu pogody, a może dlatego, ze było to Feragosto, więc Włosi tradycyjnie pojechali nad morze.
Lucca i Piza w jeden dzień.
Lucca to pierwsze miasto, ktore zwiedziliśmy w ramach projektu Toskania na weekend. Lucca to idealne miasto do szwędania się. Wprawdzie złapal nas rzęsisty deszcz, ale przeczekaliśmy go leżąc na ławkach pod rozłożystym drzewem. I jako, że jestem rodem z Mazur, to deszcz mi niestraszny, a leżenie pod drzewami kocham.
Pisząc o miastach Toskanii trudno pominąć historię, więc dosłownie kilka słów o dziejach Lucca. Część historyków uważa, że Lucca była osadą liguryjską, a inni uważają, że ma korzenie etruskie. Niemniej jednak początki miasta sięgają daleko w przeszłość. Przez wieki różne rody przewalały się przez miasto, aż Lucca stała się księstwem Marii Luizy Burbon, by ostatecznie wejść do Wielkiego Księstwa Toskanii. W 1860 roku Lucca stała się częścią Królestwa Włoch. Dante pisząc 'Boską Komedię’ chciał upamiętnić dni spędzone na wygnaniu w tym mieście.
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po przyjeździe do miasta są imponujące mury obronne. Drugie co do długości w Europie powstawały między XVI a XVII wiekiem. Mury oczywiście nie pełnią już roli obronnej; można po nich chodzić. A że są długie na ponad 4 km i obsadzone drzewami i trawnikami, więc niejako przerobione na park, są super miejscem na spacer i podziwianie miasta z góry.
W mieście znajdują się liczne zabytki, np.: rzymski amfiteatr, katedra San Martino z asymetryczną fasadą, kościół i plac San Michele (Lucca nie bez powodu jest nazywane miastem 100 kościołów), stojąca w centrum wieża Guinigi, na szczycie której znajduje się ogród z drzewami itp. W ogóle w całym mieście jest wiele wież; kiedyś zapewniały ochrone, obecnie są świetnymi punktami widokowymi. Wdrapaliśmy się na trzy z nich; pierwsza to wspomniana XIV wieczna Torre Guinigi z 232 stopnie. Druga – w katedrze Saint Martin, a trzecia też w kościele.
Nie jestem fanką zaliczania zabytków tylko dlatego, że są i trzeba je koniecznie zobaczyć, a tak zwiedzają Włosi. Właściwie nie tylko Włosi. Oczywiście są znane miejsca, które mnie interesują, ale nie jest to każda zabytkowa budowla po kolei. Mój sposób na odkrywanie miast/miasteczek to po prostu chodzenie ulicami i podziwianie tego, co wokół mnie. A jeżeli przy okazji wejdę do jakiegoś muzeum czy natknę się na jakas slynny zabytek, to fajnie. Toskania na weekend nie musi więc oznaczać zaliczania miejsc i biegania ulicami, po to, żeby wszystko zobaczyć. Może to też być pałętanie się bez celu i po prostu podziwianie miejsc, dlatego też podoba mi się Lucca, bo to idealne miasto do szwędania się.
Oczywiście jak na włoskie miasto przystało, Lucca to wszelkiej maści knajpy i knajpki niemal na każdym rogu, więc znudzeni spacerowaniem mają dużo miejsc do odpoczynku.
Piza.
To akurat słynne miasto, którego symbol – Krzywą Wieżę, chciałam zobaczyć. Byłam ciekawa, czy rzeczywiście jest krzywa. No jest. I tak jak myślałam, otoczona setkami turystów.
Nazwa Pizy pochodzi od greckiego słowa oznaczającego „bagienny teren”. Miejsce urodzenia Galileusza i była morska potęga, rywal Genui i Wenecji, Republika Pisy w średniowieczu dysponowała dostępem do morza, potężną flotą i pieniędzmi, dzięki którym mogła płacić artystom i architektom za stawianie pięknych budowli. Z czasem potęga Pisy się posypała, ale budynki zostały. Oczywiście najsłynniejsza to uznana za jeden z 7 cudów świata wieża. Zbudowana na bagiennym terenie zaczęła zapadać się pod własnym ciężarem i przechylać już podczas budowy między XII i XIV w i tak zostało; żeby nieco ją zbalansować, średniowieczni architekci delikatnie przesunęli ostatnie piętro w stronę przeciwną do przechyłu.
Pomimo tego, jak sławna jest sama Krzywa Wieża, nie miała ona być samodzielną konstrukcją. W rzeczywistości jest częścią większego kompleksu katedralnego: w najbiższym sąsiedztwie wieży stoi katedra, za nią baptysterium i cmentarz. Katedra i baptysterium zbudowane na tym samym terenie również powolutku toną. Mimo to są to absolutnie piękne budynki, dające świadectwo niezwykłego kunsztu i umiejętności budowniczych wieków średnich. I przypominające o potędze i bogactwie Pisy.
Wszystkie te cudowności można zwiedzić kupując bilet łączony za 28 euro. Dodatkowo w pakiecie jest muzeum diecezjalne. Jako że było późno i czekających na wejscie na wieżę było mnóstwo, postanowiliśmy ją odpuścić i zwiedzić resztę cudów na Piazza dei Miracoli. Bilet łączony bez wieży kosztuje 11 euro. Mozna tez kupić pojedyńcze bilety do poszczególnych zabytków; taka opcja to 8 euro za budynek.
Kupiliśmy bilet za 11 e, i niestety zwiedzanie okazało się dość rozczarowujące. Nie wiem, czy akurat tak trafiliśmy, czy to stała praktyka, ale środek katedry jest odgrodzony sznurami tuż przy wejściu. Nie ma więc możliwości obejrzenia z bliska rzeźb i malowideł na ścianach, a jest tam co podziwiać. I to uważam za absolutny skandal.
Przepiękny z zewnątrz budynek baptysterium jest nieco mniej interesujący w środku, chociaż wciąż absolutnie interesujący, no i z okien jest ładny widok na katedrę. Zbudowany w 1277 r. (wg lokalnej legendy) na świętej ziemi przywiezionej z Golgoty w XII wieku Cmentarz (Campo Santo), to imponujący gotycki budynek z dużymi kolumnami i łukami. Muzeum diecezjalne można sobie odpuścić, bo jest po prostu nudne, i to nie dlatego że jestem niewierząca. Wystawa jest po prostu nijaka.
Pozostawiając tłumy turystów robiących selfie i oczywiście zdjęcia pt: 'podpieramy wieżę’, postanowiliśmy przejść się wzdłuż rzeki. Stoją tam stare kolorowe budynki i co mi się szczególnie podoba, to to, że są one stare, a nie takie udają. Nie ma mieszaniny wiekowych i nowych domów, jak to jest np. we Florencji. Nad rzeką stoi też mały ładny kościółek. Co interesujące, nad rzeką było prawie pusto. Gdzieś czytałam, że 90% turystów zwiedza 10% destynacji turystycznych. I porównując tłumy przy wieży i pustki w niedalekim sąsiedztwie, myślę, że to prawda. I niech tak zostanie. Toskania na weekend i pierwsze dwa dni okazały się całkiem udane, mimo paskudnej pogody.
Co robiliśmy w kolejne dni możesz przeczytać tutaj.